Madie czekała na mnie przed wejściem
do centrum. Spóźniłam się o dobre piętnaście minut.
- Czy ty jesteś poważna?! - zapytała
rozdrażnionym głosem i pociągnęła mnie do przodu.
- No wybacz, ale Philip przez dziesięć
minut siedział w łazience – powiedziałam.
- Co mnie obchodzi Philip i twoja
łazienka. Tom i Jason już na nas czekają.
Ja, Madie i Tom przyjaźniliśmy się
od podstawówki. Jason dołączył do nas w tamtym roku kiedy
przeniósł się do Direwood z Nowego Yorku. Od tamtej pory
praktycznie wszędzie (oprócz toalet itd. oczywiście) chodzimy we
czwórkę. Ja zazwyczaj przesiaduje z Madie, bo jesteśmy w końcu
dziewczynami. Oni trzymają się razem. Dogadujemy się i to jest
najważniejsze.
Ruszyłyśmy w stronę knajpy Will's.
Było tam niezłe jedzenie praktycznie za grosze. Czasem kiedy byłam
w tym centrum z mamą lub Madie wstępowałyśmy do nich po coś na
wynos. Madie lubiła tam chodzić ja zresztą też.
- Ella uważaj! - usłyszałam donośny
krzyk. W następnej chwili leżałam na podłodze. Świat zaczął
wirować, a ja byłam cała oblana potem. Co się stało? Słyszałam
przytłumiony głos mojej przyjaciółki. Chyba na kogoś krzyczała.
Poczułam ostry przypływ bólu w skroni i zasnęłam.
Obudziłam się następnego dnia, bo
poranne słońce przedzierało się przez żaluzje w pokoju. Byłam u
siebie, we własnym łóżku. Przy nim siedziała jakaś zgarbiona
postać. To kobieta. Pewnie moja mama.
Jest piękną kobietą. Ma długie,
bardzo czarne, proste włosy. Moje też były ciemne ale nie takie
długie, a proste tym bardziej. Zawsze miałam burzę loków na
głowie. Wracając do mojej mamy teraz siedziała zgarbiona trzymając
mnie za lewą rękę. Na nosie miała okulary korekcyjne. Chyba przed
chwilą czytała. Otworzyłam szeroko oczy i mama zwróciła na mnie
uwagę.
- Obudziłaś się. Całe szczęście.
Bardzo się martwiłam.- Chciałam coś powiedzieć ale moje usta
były kompletnie suche, a gardło jakby z drewna. Mama chyba
wiedziała o co chodzi, bo wstała i podała mi kubek z wodą.
Wzięłam jeden łyk i mowa mi wróciła.
- Co się stało? Jak ja się tu
znalazłam? Gdzie jest Madie? - zadawałam pytanie, które
przychodziły mi do głowy. Chciałam jak najwięcej wiedzieć, żeby
nie stracić kontaktu ze światem.
- Dostałaś czymś w tył głowy.
Śpisz już od dwóch dni. Gary przewiózł cię w nocy do domu.
- Chce się zobaczyć z Madie. Jest tu
gdzieś? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Jest na dole. Pije herbatę z
chłopakami. Zawołać ich? A może ci coś przynieść do jedzenia,
picia? - zapytała mama powoli podnosząc się z krzesła i kierując
się do drzwi.
- Nie. Wystarczy, że Madie przyjdzie.
Parę minut po wyjściu mamy
usłyszałam kroki na schodach, a następnie delikatne stukanie do
drzwi. Tak jakby ktoś stukał tylko opuszkami palców. Drzwi się
uchyliły i do pokoju weszła drobna dziewczyna o prawie że białych
włosach. Na twarzy miała cień uśmiechu, ale można było zauważyć
lekki nie pokój.
- Hej kochana! Jak się czujesz? -
zapytała podchodząc do łóżka.
- Nie najgorzej. Bywało lepiej –
uniosłam delikatnie kącik ust robiąc dosyć krzywy uśmiech. - Co
się tam stało?
- Jakiś psychol przywalił ci czymś w głowę. Był ubrany całkowicie na czarno, jakby urwał się z jakiejś czarnej mszy czy coś. - Czarnej mszy? Ha! Chciałam jej parsknąć śmiechem prosto w twarz. Po prostu Madie czasem jak coś palnie to tak porządnie. Na szczęście powstrzymałam się w odpowiednim momencie.
- Jakiś psychol przywalił ci czymś w głowę. Był ubrany całkowicie na czarno, jakby urwał się z jakiejś czarnej mszy czy coś. - Czarnej mszy? Ha! Chciałam jej parsknąć śmiechem prosto w twarz. Po prostu Madie czasem jak coś palnie to tak porządnie. Na szczęście powstrzymałam się w odpowiednim momencie.
- Czemu tak uważasz? Może to był
jego styl czy coś takiego – powiedziałam z trudem powstrzymując
śmiech. Miałam na twarzy tylko głupkowaty uśmiech. Madie chyba to
zauważyła, bo powiedziała raptownie:
- To nie jest śmieszne Ella. Myślę
tylko... - przerwał jej dzwonek wydobywający się z głośników
mojej komórki. Popatrzyłyśmy obie w jej stronę i złapałam
szybko telefon, żeby Madie mnie nie uprzedziła. To był jej kolejny
„zły” nawyk. Lubiła patrzeć kto dzwoni lub napisał SMS'a.
Czasem potrafiła to nawet wypowiedzieć głośno, aby każdy kto
stoi w promieniu piętnastu metrów od nas ją usłyszał.
- Kto dzwoni? - zapytała z wyraźnym
nie zadowoleniem na twarzy, że to ona zadaje to pytanie, a nie ja.
- Nie wiem. Nie znany numer. -
powiedziałam szybko. Wahałam się czy go odebrać.
- Odbierz – zachęciła mnie Madie.
- Halo? - powiedziałam nie pewnie do
słuchawki.
- Czy to Ellen Fox?
- Tak, a o co chodzi? - zapytałam
pełna nie pewności dlaczego w ogóle odebrałam.
- Proszę nie zadawać pytań tylko
przyjść o wpół do siódmej na Sovestreet. Bez osób trzecich. -
Krótkie klapnięcie słuchawką od telefonu po drugiej stronie
oznaczało koniec rozmowy. Ręcę drżały mi, a w głowie miałam
mętlik. Nie zdążyłam nawet się pożegnać. Iść? Nie iść? Czy
jak nie pójdę to coś mi zrobią? Madie patrzyła z dziwna miną.
- Coś nie tak? Kto to był? - zaczęła
zadawać pytania.
- To była pomyłka. Chcieli dodzwonić
się do mojej mamy. - Skłamałam. Wole jej w to nie wplątywać.
~***~
Mój pierwszy rozdział. Z góry przepraszam za błędy. Wszystkie opinie mile widziane. Następny rozdział już wkrótce. Zachęcam do zajrzenia w zakładkę BOHATEROWIE.
SUPER!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :)
To co ja zauważyłam to tylko jakieś literówki no i przymiotniki z nie pisze się razem, ale to tak na przyszłość :)
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Zapraszam do mnie: http://dziewczyna-produkt.blogspot.com/
Eh wiedziałam, że są jakieś błędy językowe, ale to miło, że się podoba i na pewno wpadnę :)
UsuńBlog na prawdę świetny :D Są błędy, ale jest ich bardzo mało :D Jestem ciekawa co się dalej stanie :D
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie :D http://loszawszesprzyjaludziomaleniemi.blogspot.com/
Super rozdział ;) Bardzo mi się spodobał ;)
OdpowiedzUsuńPs. Jeśli znajdziesz chwilkę i lubisz Igrzyska Śmierci to wpadnij do mnie : http://43glodoweigrzyska.blogspot.com
Dziękuje i zajrzę do Cb :)
Usuń